Możesz siedzieć w domu, ale wtedy nie narazisz się przygodzie. A ona czeka tuż za rogiem.

sobota, 6 listopada 2010

Yogyakarta w cieniu wulkanu Merapi








Przyjechalam Jogjy trzeciego dnia pobytu w Indonezji. Mieszkalam w domu Jaya, przyjaciela Anaza - chlopaka, u ktorego zatrzymalam sie w Surabaji. Jeszcze tego samego dnia, kiedy brutalnie (bo po raz pierwszy i nie bylam na to przygotowana) doswadczylam indonezyjskiego czasu, ktory z jednej strony jest bardzo rozciagliwy a druga jego charakterystyka polega na tym, ze najpierw siedzimy przez kilka godzin nic nie robiac, a potem pada haslo i wszyscy sie zrywaja. Tak bylo z nami. W sobote dlugo musialam czekac zanim pojechalismy do obozu, w ktorym mieszkaly osoby ewakuowane ze spalonych popiolem terenow. W miedzy czasie moj europejski upor zaowocowal tym, ze zwiedzilam troche miasta, ale o tym, potem :) (bo tez nie moglam go zwiedzic za dlugo, bo Anaz przyslal mi wiadomosc, ze ruszamy, i ruszylismy za 3 godziny). Zrobilismy zakupy i zawiezlismy je do dwoch obozow. W kazdym z nich mieszka ok5oo osob. W sumie bez dachu nad glowa pozostalo ok. 3 tys. W obozach mieszkaja albo w salach, albo w namiotach. Dzieci ucza sie w namiotach lub na dworzu.
Na razie wulkan wybuchal wyrzucajac z siebie pyl o temperaturze 600 st. W sobote rano do Jogjy dolecial juz tylko zimny, szary pyl.
Podobno najwiekszy wybuch jeszcze przed nami. Erupcje wystepuja niemal codziennie. A gdy przyjdzie ostateczny wybuch, to ponoc ma byc najwiekszy ze dotychczasowych w historii. Spodziewaja sie nawet, ze gora zostanie rozerwana i zostanie krater po wybuchu.
Od wielce oczytanego czlowieka- Horii, dowiedzialam sie, ze sultan Yogyakarty mianuje straznika gory, ktory ma za zadanie byc posrednikiem pomiedzy duchem gory i spolecznoscia. Kiedy w 2006 r. po wybuchu wulkanu wladze zarzadzily ewakulacje, ow czlowiek powiedzial, ze rozmawial z duchem gory i ze juz nie bedzie wiecej wybuchow. Ludzie go posluchali i zostali w domach. W krotce po tym zostal uznany za bohatera narodowego. W tym roku rowniez powiedzial, ze gora sie uspokoi, ale wladze byly stanowcze i wiecej ludzi zostalo ewakulowanych. zostal w swoim domku 5 kilometrow od gory. Wszyscy zostali znalezieni martwi. Jego pozycja ciala wskazywala na to, ze modlil sie do ducha gory. Ludzie nie stracili wiary w niego, bo uznali, ze do ostatniej chwili wstawial sie za spolecznoscia lokalna u ducha gory.
Po jego smierci oraz gdy wulkan sie uciszy, Sultan wyznaczy jego nastepce, najpewniej bedzie to ktorys z jego 5 dzieci (pozostala 5 zginela z nim w wybuchu).
Ludzie nadal potrzebuja pomocy, i chyba coraz bardziej sie boja.
Ja jestem jednak juz daleko od tego miejsca.

1 komentarz:

  1. Kapuściński pisze, że wiele ludów na świecie jest głęboko religijnych. Nie tak jak my w Polsce, że mamy swoje kościoły, święta, tradycje. Inaczej. Że duchowość, religijność przenika całe ich spojrzenie na życie i otaczający ich świat.
    Ta myśl powróciła do mnie kiedy czytałam twoją relację o strażniku góry i jego rozmowie z duchem wulkanu. Takie postrzeganie świata jest dla mnie zupełnie niepojęte! Ciekawe, czy Tobie uda się nim choć trochę „zarazić”?
    Ściskam Cię mocno!

    OdpowiedzUsuń