Możesz siedzieć w domu, ale wtedy nie narazisz się przygodzie. A ona czeka tuż za rogiem.

wtorek, 16 listopada 2010

Swiatynia Pura Luhur Uluwatu i najwieksza malpka







W bardzo malowniczym miejscu na zachodnim cypelku poludniowego buta bali nad urwiskiem skalnym, na scianie o wysokosci 70 m. usytuowana jest swiatynia Pura Luhur Ulu Watu. Jest to jedna z Sad Kahayangan, czyli Szesciu Swiatyn Swiata (ignotum per ignotum), wzniesiona w XVI w. i odwiedzana niemal przez wszytskich Balijczykow. Zamieszkala jest obecnie takze przez stado bardzo sprytnych i wrednych malpiszonow. Ale zacznijmy od poczatku. Tego dnia bylo bardzo goraca. Twarz po prostu pokrywala sie kropelkami potu. Chyba wczesniej jeszcze czegos takiego nie przezylam. Zeby wejsc do swiatyni hinduskiej trzeba ubrac sarong, czyli po prostu przewiazac sie szmatka. Ale te przepisy sa nie do konca dla mnie jasne, bo widzialam turystow, ktorzy wchodzili po prostu w dlugich dzinsach. Moze i tak mozna. A poza tym, raz mowia, ze nawet w sarongu nie mozna wejsc do srodka do swiatyni, tylko trzeba stac za plotem. Kiedy indziej mowia, ze skoro mam sarong, to moge wejsc. Wiec w zaleznosci od wiatru, tak tez dostosowuje sie do zasad :)
Ale zaczelam mowic cos o malpach. Na poczatek zobaczylam jedna, bo probowala napic sie wody z kranu, chcialam jej odkrecic, ale widac byl zablokowany. A potem nagle jedna bezczelna malpa zerwala mi okulary, ktore mialam na oczach i pognala z nimi na dach. Od razu poziom adrenaliny i zlosci i skoczyl, bo dlaczego ktos mi zabiera moje bardzo fajne i przydatne okulary - szczegolnie jak caly dzien jezdzi sie na skuterze!!! Jakis lokales powiedzial, ze moze mi je odzyskac, ale za 50 tys. Nawet rzucil cos tej malpie, ale byla nie zainteresowana. Niewiele myslac, choc powinnam byla, wskoczylam za malpa na dach. Uslyszalam jak jeden z turystow mowil: "a oto najwieksza malpka"... tak, tak, to bylo o mnie. Malpa uciekla na przylegajace do dachu drzewo. Ja po dachu za nia. Na szczescie byl z czegos takiego zbudowany, co uginalo sie pod moimi stopami i amortyzowalo kroki. Usiadlam na dachu, pod konarami drzewa wypatrujac mego wrednego malpiszona. Z zaciekawieniem przygladala mi sie inna malpa. I nagle siegnela swoja bardzo sprytna lapa po mojego kolczyka. Dobrze, ze mialam tylko takiego szpikulca, bo inaczej chyba by mi ucho urwala. Wyrwala go w kazdym razie z zatyczki i wsadzila sobie do geby. No i wtedy to faktycznie stracilam juz morale, zbila mnie tym z tropu. Na szczescie nie smakowal jej kawalek metalu. Wyplula go na ziemie, a ja skoczylam za nim. Podnioslam go i schowalam wraz z drugim do kieszeni. Poszukalam mojej malpy. Siedziala na dachu w srodku swiatyni. Nie baczac na zakazy po prostu tam weszlam, ale znowu nie potrafilam politycznie zalatwic transakcji wymiany z malpa i uciekla gdzies dalej. I w tym momencie dalam za wygrana. Poszlismy z Andrzejem, z ktorym wlasnie podrozowalam i ktory cale zajscie sfotografowal, na spacer nad urwiskiem do miejsca widokowego. A gdy juz wrocilismy zobaczylam znowu mojego malpiszona jak z zacieciem obgryzal moje okulary. Tym razem poprosilam o pomoc lokalesow. Kobietka znowu zazadala 50 tys. Zgodzilam sie. W miare szybko odzyskala moja wlasnosc, rzucajac malpie paczke ciasteczek. Ale jak zobaczylam w jakim stanie mi je przyniosla, z wdziecznoscia dalam jej tylko 10 tys. No bo tez przesadzaja z tymi cenami! Tak wiec okulary odzyskalam. Jeszcze moga mi slyzyc. I prawie nie widac po nich z zewnatrz, ze az tak bardzo ucierpialy.
Najciekawsze jest jednak to, ze wlasnie tego dnia zastanawialam sie, ze ja tak po prostu podrozuje, a ze zadnych przygod nie mam, co by je mozna na blogu ciekawie opisac. I oto sie przytrafila... Dodam jeszcze, ze malpy jadly skarpetki, klapki i krem do opalania. Smacznego!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz