Możesz siedzieć w domu, ale wtedy nie narazisz się przygodzie. A ona czeka tuż za rogiem.

piątek, 9 sierpnia 2013

Taisha i osady pobliskie

Do wielu miejscowości w środku puszczy nie można dostać się samochodem. Najszybszy sposób podróżowania to małe samolociki, które zazwyczaj lądują z pasażerami żywymi. Miesiąc przed moim przyjazdem do Misji salezjanów w Taisha (wym. Teisza) zdarzył się wypadek. Awionetka, w której podróżowały dwie wolontariuszki ze szpitala, spadła tuż po starcie. Wydarzenie to było wielkim szokiem dla ludzi z misji. Do dziś wspominali ostatnie spotkanie z dziewczynami, ostatnie słowa. Gdy w Macas spotkałam się z p. Segundo, dyrektorem w Taisha, spytał się mnie, czy nie boję się lecieć. Ale co innego mogłam zrobić?! Podróż samochodem, rzeką i znowu samolotem trwałaby cały dzień - i wtenczas nie wiedziałam o niej. Pełna spokoju i nadziei wsiadłam do samolotu.
 I wylądowałam w Taisha. Większej miejscowości, która znajduje się już na samym końcu gór. Ostatnia górka i zaczyna się teren płaski aż po horyzont, aż po Atlantyk.
 Na zdjęciu poniżej widać misję salezjanów. Mieszka w niej mniej więcej 3 księży. Dyrektor - p. Segundo Cabrera. P. Jose Delporte, Belg, od 40 lat w Ameryce Południowej i od 13 lat w Ekwadorze. Obecnie pracuje pośród Shurar - grupy Indian znanych z niezależności i waleczności. P. Anton pochodzi ze Słowacji. Dwóch Słowian (licząc ze mną) przy jednym stole oznacza śpiew i radość :). P. Anton większość czasu spędza w placówce oddalonej 30 km od Taisha. Pod jego opieką znajduje się około 30 osad Shuar, do których dociera rzeką. Od pięciu miesięcy placówka cieszy się obecnością wolontariusza z Guayaquil, Jonatana. O dobrostan żołądków dba Clemencia. Nie licząc ropuch, nietoperzy i innych stworzeń, na tydzień zamieszkałam także ja z nimi.
 Następnego dnia po przyjeździe padre Jose świętował urodziny. O tym człowieku można by było powiedzieć wiele. Jak widać na zdjęciu, jest pogodnym człowiekiem i tak dobrym, że aż zadziwia!!! Może kiedyś opowiem o nim więcej :)
 Poniżej obrazek poglądowy - tak wygląda wioska. Domy, drzewa, czerwona ziemia i ludzie, gdzieś pomiędzy tym wszystkim.
 Dawniej i obecnie także Shuar budowali swoje domki w kształcie elipsy. Za podłogę służyło klepisko. Dach pleciony był z liści palmy. W środku domu znajdowało się palenisko. Nie tylko służyło za kuchnie, ale także dym pomagał dbać o dach. Dym z ogniska zabija wszelkiego rodzaju robaki, które chciałyby zniszczyć liściaste dachówki. Jeśli dach był dobrze zbudowany, może przetrwać nawet 15 lat. Tradycyjna konstrukcja domu zapewnia dobre zabezpieczenie przed upałami i chroni także przed zimnem.

 Oto Shuar. Parę buziek. Rzadko pozując do zdjęcia przyklejają uśmiech do buzi. Nadal można spotkać rodziny, które mają 7, 9 lub 14 dzieci. Jednego na pewno nie brakowało: dzieci małych, mniejszych i troszkę większych.
 Jak zrobić ogrodzenie domu? Ścinasz wielkie drzewo lub ono samo się przewraca. Wycinasz miejsce na drzwi i gotowe.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz